JOANNE LAWS WYWIAD Z EILIS O'CONNELL NA TEMAT EWOLUCJI JEJ PRAKTYKI W CIĄGU PIĘCIU DEKAD.

Joanne Laws: Być może mogłabyś zacząć od nakreślenia środowiska i apetytu na praktykę rzeźbiarską w Irlandii pod koniec lat 70., kiedy ukończyłaś Crawford School of Art and Design?
Eilis O'Connell: W tamtych czasach rzeźba była pasją i intensywnością. Pamiętam pokaz „OASIS” (Pokaz rzeźby irlandzkiej na świeżym powietrzu) i coroczne wystawy, takie jak Living Art i Independent Artists. Po raz pierwszy wystawiłem swoje prace w ramach irlandzkiej wystawy sztuki żywej w 1972 roku. Uwierzycie, że byłem tak bezczelny, aby umieścić swoje prace na wystawie krajowej, gdy byłem dopiero na drugim roku college'u artystycznego? Do przesłania prac zachęcił nas John Burke i było to wspaniałe doświadczenie; dodało mi to pewności siebie. W okolicy było wielu utalentowanych ludzi, ale niestety wielu z nich wyemigrowało. Nie było po co zostać; było bardzo ciężko. Wiem, że artyści narzekają obecnie na brak przestrzeni, ale w latach 70. i 80. było naprawdę okropnie. Po prostu zaakceptowałeś fakt, że musisz pracować w jakimś starym, zamarzniętym, opuszczonym budynku. Nieruchomość nie miała żadnej wartości, więc nie była utrzymywana, ale plusem jest to, że można było wynająć mieszkanie dość tanio. Wiele osób wyemigrowało w czasie recesji i nie wróciło. Ostatecznie wyemigrowałem pod koniec lat 80-tych.
JL: Byłeś współzałożycielem Narodowej Fabryki Rzeźby w Cork. Jak do tego doszło?
EC: Od połowy do końca lat 80. współpracowałem z Vivienne Roche, Maud Cotter i Dannym McCarthym przy zabezpieczeniu pracowni dla rzeźbiarzy w Cork. Przez dwa lata byłam członkiem Rady ds. Sztuki i uświadomiłam jej, że w mieście brakuje przestrzeni studyjnej, co zostało zapisane w polityce i przydzielono fundusze. Pozostała więc tylko kwestia znalezienia budynku. Stara zajezdnia tramwajowa przy Albert Road w centrum miasta była idealna, ale rozpoczęcie projektu zajęło dużo czasu. Większość pracy wykonali Maud, Vivienne i Danny, ponieważ w tym czasie mieszkałem w Londynie.
Mniej więcej w tym czasie doszło do publicznej reakcji na jedno z moich publicznych dzieł sztuki, Wielki Mur w Kinsale (1988), co było po prostu koszmarem, dlatego zdecydowałem się opuścić Irlandię. Przeprowadziłem się do Londynu sam, praktycznie bez niczego. Potem dostałem rezydenturę na PS1, więc pojechałem do Nowego Jorku, gdzie spotkałem kobietę z Delfina Studios, która pytała, czy ktoś nie chce darmowego studia w Londynie. Złożyłem podanie i dostałem darmowe studio na dwa lata, co było łutem szczęścia. Delfina była genialna i naprawdę wspierała; w ciągu dwóch lat miałem cztery otwarte studia, co było świetnym sposobem na poznawanie ludzi.
Następnie zacząłem ubiegać się o publiczne zamówienia na sztukę w Wielkiej Brytanii. Co dziwne, artykuł Kinsale okazał się moim zbawieniem i otworzył przede mną drzwi; możliwości po prostu popłynęły. Wygrałem konkurs dla Cardiff Bay Arts Trust, Tajna stacja (1992), rzeźba z patynowanego brązu i ocynkowanej stali. Zrobiłem kolejny w Milton Keynes, Przestrzeń między (1992), w brązie i światłowodach, a drugi dla London Docklands Development Corporation. Miałem serię zwycięstw w konkursach i myślałem, że to się nigdy nie skończy. Po pewnym czasie publiczne konkursy artystyczne stały się w Anglii wielką sprawą, z ogromnymi budżetami i angażowali się w nie ludzie tacy jak Anthony Gormley. To były naprawdę ekscytujące czasy.

JL: Skoro mowa o Gormleyu, jego Rzeźbie Derry Walls (1987) również spotkała się z bardzo silną reakcją opinii publicznej. Wydaje mi się, że był pokryty graffiti, a nawet w pewnym momencie wylano na niego stopiony plastik?
EC: Tak, jedna z postaci miała na szyi założone płonące opony. Gormley miał na ten temat świetne zdanie; powiedział, że rzeźba jest „katharsis dla miasta” – czymś, co pozwala ludziom wyładować na niej cały swój gniew. Jest z żeliwa, więc wytrzyma nadużycia. W pewnym sensie jest to utwór idealny na tamte czasy i przestrzeń.
JL: Twoja praktyka obejmuje dwa wątki: dzieła sztuki publicznej, często o ogromnych rozmiarach; i obiekty rzeźbiarskie, które tworzysz na bardziej domową skalę. Jak podchodzisz do tego napięcia?
EC: Robię wszystko małe, nawet przygotowując się do czegoś większego, więc mogę najpierw rozwiązać wszystkie problemy na małą skalę. Jeśli tworzysz małą wersję czegoś, jest to tylko kwestia skalowania i inżynierii, co robię całkiem instynktownie. Wolałbym po prostu cały czas pracować nad dużymi rzeczami, ale jedynym sposobem na finansowanie tego są prowizje. Kontekst miejsca i sposobu umieszczenia rzeźby jest niezwykle ważny; trzeba pozwolić mu stworzyć własną atmosferę.
JL: Dramatyczne różnice w skali można było także zaobserwować na Twojej wystawie przeglądowej w VISUAL Carlow, która obejmowała nowe, ogromne zamówienie dla Galerii Głównej. Ma ponad 21 metrów długości i jest prawdopodobnie największą rzeźbą, jaką kiedykolwiek spotkałem w irlandzkiej galerii. Co możesz nam powiedzieć o tej pracy?
EC: Miałem zupełnie inny plan na tę wystawę, ale Benjamin Stafford (kurator sztuk wizualnych w VISUAL) zobaczył dzieło w moim ogrodzie, Kapsuła nieznanych przeznaczeń, którą wykonałem na wystawę rzeźby współczesnej w Anglii „ARK” w 2017 roku. Pomyślałem o Arce jako o symbolu schronienia w czasach, gdy tak wielu uchodźców przekraczało Morze Śródziemne i tragicznie tonęło. Oryginalny element jest asymetryczny i jest przykręcony do betonu na zewnątrz, więc wpadłem na pomysł zrobienia drugiej wersji, która byłaby symetryczna, aby zachować równowagę. Kapsuła Nieznanych Przeznaczeń – seria druga (2024), rozpada się na trzy części. Doskonale trzymał główną przestrzeń w VISUAL; szerokość przestrzeni jest świetna, więc ciekawie było poradzić sobie z nią po przekątnej. Widz musiał obejść dzieło i naprawdę mu się przyjrzeć.
JL: Jak sprzedajesz swoje prace?
EC: Wystawiam w galerii w Londynie i w Solomon Fine Art w Dublinie, więc w pewnym sensie podnoszą mnie na duchu. A potem mam swój ogród rzeźb – akr ziemi otaczający moją pracownię w The Creamery w Cork. Kiedy po raz pierwszy go dostałem, była to betonowa dżungla i spędziłem dużo czasu na ponownym kształtowaniu krajobrazu, sadzeniu drzew i wyrównywaniu terenów. To wszystko są wzgórza i wiele się nauczyłem, umieszczając rzeźby, przesuwając je, obserwując, jak jeden element wpływa na inne i tak dalej. Ludzie umawiają się na spotkania, a ja mam otwarte dni w studiu i w ten sposób sprzedaję duże dzieła.

JL: To brzmi bardzo „zrób to sam”.
EC: Och, to czyste majsterkowanie. Jedynym sposobem na przetrwanie jako rzeźbiarz jest robienie czegoś samemu. Nikt nie przyjdzie i nie zrobi tego za ciebie; konserwacja rzeźb i utrzymywanie ich w nieskazitelnym stanie to dużo pracy. Czasem jestem przytłoczony widokiem mojego studia, w którym zgromadzono dosłownie 50 lat pracy. Zatrzymuję rzeczy, które cenię, ale od czasu do czasu zdarzają mi się porządki. Nadal mam 40-metrowy kontener pełen rzeczy z mojego występu u Douglasa Hyde'a w latach 80-tych. To elementy, które tworzyłem miesiącami i naprawdę nie wiem, co z nimi zrobić.
JL: Nad czym obecnie pracujesz?
EC: Robię sztukę dla Wilton Park w Dublinie, która jest hołdem złożonym pionierskiej irlandzkiej pisarce Mary Lavin, która pisała dla „The New Yorker” i innych publikacji. W świecie pisarzy płci męskiej naprawdę wyprzedziła swoją epokę. Zdecydowałem się odlać biomorficzny element ze stali nierdzewnej polerowanej na lustro, co jest naprawdę trudnym procesem. Niewielu artystów korzysta z tego medium, więc chciałem tylko sprawdzić, czy potrafię to zrobić. Zrobiliśmy egzemplarz testowy i jak na razie wszystko jest genialne. Robię to w Hiszpanii i Grecji. Kiedyś wykonywałem wiele prac na zlecenie w Wielkiej Brytanii w dobrych firmach produkcyjnych i odlewniach, ale w obliczu Brexitu jest to teraz niemożliwe.
JL: Jakie wyzwania stoją przed irlandzkimi rzeźbiarzami?
EC: Jednym słowem przestrzeń. Brakuje miejsca na pokazanie sztuki współczesnej na szeroką skalę. Dostęp do niedrogich studiów i mieszkań to obecnie ogromne problemy dla artystów w Irlandii, ale być może w większym stopniu problemem są mieszkania. Patrząc z dobrej strony, cyfrowy świat umożliwił kreatywność bez studia, ale dla rzeźbiarza konieczne jest posiadanie dedykowanej przestrzeni, w której można po prostu bawić się, uczyć się korzystania z narzędzi i rozwijać umiejętności. Ten element dotykowy jest kluczowy; jest coś bardzo satysfakcjonującego w robieniu czegoś ręcznie od podstaw.
JL: Podsumowując, co możesz nam powiedzieć o swoich materiałach i wartościach jako producenta?
EC: Zasadniczo po prostu kocham tworzyć. Zawsze mam przy sobie około 20 rzeczy. W idealnym świecie siedziałbym cały dzień w studiu i robił coś, ale to nierealne. Muszę zajmować się e-mailami i współpracą, co może zająć komuś osobisty czas twórczy. Podoba mi się społeczny aspekt współpracy – dzięki temu mój umysł jest otwarty na nowe możliwości i procesy.
Kiedyś wszystko robiłem sam ze stali, ale szczerze mówiąc, teraz to już ponad to. Nie chcę spędzać każdego dnia na szlifowaniu metalu; to naprawdę trudny sposób na tworzenie rzeczy. Nadal od czasu do czasu używam stali do armatury i innych rzeczy, ale teraz używam Jesmonite; jest to bardzo wszechstronne medium, które można wylać lub używać jak glinę. Jestem bardzo ciekaw nowych materiałów. Pracowałem z żywicą przez wieki i ostatecznie zdecydowałem, że jej nienawidzę; Żywica wygląda pięknie, ale jest toksyczna jak cholera. Rzecz w rzeźbie jest taka, że niezależnie od tego, jakiego materiału użyjesz – drewna, kamienia, betonu, gipsu – pył jest niebezpieczny. Zmieniam materiały, bo lubię uczyć się nowych rzeczy. Ostatnią rzeczą, którą chcę zrobić, to się powtarzać.
Fascynuje mnie struktura i trwałość materiałów. Dobre materiały są trwałe, a największą zaletą metalu jest to, że ma wartość, dlatego można go poddać recyklingowi. Niektóre z moich małych kawałków przekładają się na kamień i to była kolejna lekcja. Rzeczy, które tworzę z metalu, nie mogą być wykonane z kamienia tylko dlatego, że kamień nie ma wytrzymałości na rozciąganie, więc trudno jest przeciwstawić się grawitacji. Nauczyłem się szanować jego wagę, starając się usunąć z bloku jak najwięcej materiału. Kamień i brąz są niezwykle wytrzymałe. Brąz pochowany przez 3000 lat stanie się jeszcze piękniejszy, z lekko wytrawioną patyną. Uwielbiam fakt, że rzeźba z metalu lub kamienia mnie przeżyje.
Eilis O'Connell to artystka mieszkająca pomiędzy Cork i Kerry. „In the Roundness of Being” prezentowany był w VISUAL Carlow od 17 lutego do 12 maja 2024 r.
eilisoconnell.com