JOANNE LAWS WYWIAD Z NICKIEM MILLEREM O JEGO PRAKTYCE MALARSKIEJ I AKTUALNEJ WYSTAWIE W LONDYNIE.
Joanne Laws: Termin „Malowanie Spotkań” jest powszechnie kojarzony z twoją pracą. Myślę, że odnosi się to do rzeczy, które dzieją się w twoim codziennym życiu i jak na nie reagujesz?
Nick Miller: Niezupełnie, to bardziej formalne. W 1988 roku, jeszcze pod koniec dwudziestego roku życia, podczas rezydencji w dublińskim zoo przeżyłem coś w rodzaju eureki na temat tego, czym może być dla mnie sztuka. Zacząłem znowu czerpać z życia, mierząc się z odmiennością zwierząt w niewoli. Chodziło o spotkanie i trzymanie zawartej energii poprzez akt rysowania. Zbiegło się to z moją lekturą niezwykłej książki Martina Bubera, Ja i ty 1. Pomogło to ukształtować moje zainteresowanie próbą zachowania życia, które spotkałem w materialnej formie sztuki. Od tego czasu moja praktyka powoli ewoluowała w kierunku tworzenia warunków niezbędnych (w pracowni lub na zewnątrz) do spotkania rzeczy – osoby, krajobrazu lub przedmiotu – w środowisku praktyki, gdzie jest również najlepsza możliwość namalowania obrazu .

JL: Pamiętam pewien wschodni wpływ, który manifestował się w twojej twórczości w połowie lat 90-tych. Czy to przez twoje zaangażowanie w Tai Chi?
NM: Tak. Kontynuował bezpośrednio od rozpoczęcia definiowania tego poczucia „praktyki”, ale był systemem równoległego uczenia się. W latach 90. miałem szczęście studiować w Ameryce z przyjacielem Alana Wattsa, Chungliang Al Huang.2 Aspekt jego nauczania był bardzo wizualny, wykorzystując kaligrafię jako ucieleśniony ruch fizyczny. To dało mi drogę do tego świata integracji myśli wschodniej z praktyką artystyczną zakorzenioną w bardzo zachodnich korzeniach. Być może pamiętasz z mojego nauczania w pokoju życia, że kiedyś zmuszałem ludzi do wykonywania fizycznych ruchów i pracy oddechowej, aby próbowali się obudzić. Malowanie z życia to najbardziej dosłowne działanie „umysł-ciało” – pochłanianie informacji z zewnątrz, przetwarzanie wewnętrznie i uwalnianie do materiału farby. Myśl taoistyczna oferuje nieliniowe, sferyczne podejście, w którym rezultatem jest prawie szczęśliwa „pozostałość” po zaangażowaniu w praktykę.
JL: Czy angażując się w archetypy malarstwa – pejzaż, portret i martwą naturę – zmagasz się z medium, aby uczynić to terytorium swoim?
NM: Tak, chyba jestem. Wszyscy staramy się wejść w sztukę i mamy nadzieję znaleźć coś autentycznego. Często – i wiem, bo uczyłem na studiach artystycznych – edukacja ma tendencję do niwelowania „błędu”, aby artyści mogli występować w profesjonalnym „świecie sztuki”. Nigdy mnie nie wyprasowano, więc wykorzystałem swoją „nieprawdę” do pracy. Mógłbym po prostu powiedzieć, że jestem staromodnym malarzem „życia” i tak to zostawić, ale to nie byłaby do końca prawda. W pewnym sensie nie interesuje mnie sztuka. Interesują mnie – z konieczności „sztuki życia” – problemy bycia malarzem. Wbrew sobie, rzeczywiście mam trwałą miłość do wszystkich tych gatunków w historii sztuki zachodniej. To odnajdywanie afirmacji w pracach bardzo różnych artystów, w obrazach, które są dla mnie portalami w czasie – repozytoriami zawartej energii – które całkowicie mnie pochłaniają i obciążają.
JL: Twoi opiekunowie to często koledzy artyści i przyjaciele, jak Alice Maher czy Janet Mullarney, a niektórzy z nich niestety od tamtego czasu odeszli – w tym Barrie Cooke, Anthony Cronin Seán McSweeney i John McGahern. Kiedy tak się dzieje, czy uważasz, że ich portrety niemal nabierają funkcji archiwalnej? Czy ta praca dotyczy potomności?
NM: Nie bardzo, albo nie na początku. Zacząłem od malowania mojej rodziny i przyjaciół – nikogo z życia publicznego. Portret to moja pierwsza miłość i nieustannie do niej wracam jako do korzenia całej mojej pracy. Najbardziej ekscytujące jest spotkanie jednego człowieka z drugim i na mojej osobistej trajektorii lubię trzymać coś z ludzi, których spotkałem. Odkąd zakorzeniłem się w Irlandii i stosunkowo łatwo dostępnej społeczności artystycznej tutaj, oddawanie szacunku tym artystom, pisarzom czy każdemu, kto kończy się przy mnie, jest czymś, co lubię robić. Prawdę mówiąc, najbardziej realnie czuję się, kiedy maluję – czyli to co we mnie najlepsze – łącząc się z nimi. Kiedy ludzie umierają, tak jak my wszyscy, przypuszczam, że obrazy mogą stać się historycznym zapisem, ale nie mogę mieć tego jako celu – to przeszkadza. Nie jestem archiwistą.

JL: Tam, gdzie „Vessels: Nature Morte” odzwierciedla całkowite załamanie znaczenia, które ma miejsce, gdy ktoś umiera, twój najnowszy serial „Rootless” wydaje się wykraczać poza indywidualną stratę, by skupić się bardziej na kolektywnych i politycznych. Czy możesz omówić ewolucję tej nowej pracy?
NM: Moja ostatnia seria martwych natur, „Vessels: Nature Morte”, miała głęboko osobisty rdzeń energetyczny z długiego wspólnego projektu w North West Hospicjum i równoległego odejścia moich własnych rodziców. Dla mnie były przeciwieństwem „załamania się znaczenia”. Chodziło o zatrzymanie ostatnich chwil życia i sensu, zanim odejdzie. Po tej pracy byłem trochę zagubiony w studiu, pragnąc dialogu, ale nie mogłem znaleźć ludzi ani rozmów, których potrzebowałem. Podobnie jak wielu z nas, próbowałem przetworzyć ten szalony świat, z którym wszyscy musimy żyć – chaos polityczny, który wydaje się wytwarzać na planecie, chaos klimatyczny, cierpienie migracyjne – wszystkie te rzeczy, przed którymi stoimy . W dość intensywnym okresie 2017-2018 zacząłem przetwarzać ten brak dialogu na swój własny sposób, w wielkoformatowych płótnach, które stały się obrazami „Bez korzeni”. Zaczęli żyć własnym życiem, potwierdzając pilność natury. Badałam nieporządek i możliwości integracji w bardziej złożonych kompozycjach, z których niektóre pokazałam w zeszłym roku w Oliver Sears Gallery w Dublinie, a obecnie są pokazywane w pełni w Art Space Gallery w Londynie.
JL: Z wielką sympatią wspominam także Twoje „Truckscapes”. W którym momencie zdecydowałeś się włączyć „urządzenie do oglądania” drzwi do tych kompozycji?
NM: Przez pierwsze kilka lat w mobilnym studiu nie mogłem znaleźć sposobu na malowanie. Byłem naprawdę na haju, ciesząc się szaloną swobodą przebywania w krajobrazie, poznawania wiejskiego świata, w którym żyłem, ale było we mnie niezadowolenie – wyglądały po prostu jak „obrazy”, które nie musiały istnieć. Zdrapywałem farbę, poprawiałem różne rzeczy i zaczynała pojawiać się wokół framugi drzwi ciężarówki. A potem, w 2001 roku, pracując nad obrazem drzewa Whitethorn na sąsiednim polu, radykalnie przerobiłem obraz tak, aby zawierał wnętrze ciężarówki i poplamione farbą drzwi wychodzące na drzewo, jak stojący portret.3 Moje doświadczenie zostało zdefiniowane przez ochronę ciężarówki jako studia, kultury ze stosunkowo wąskimi drzwiami do nieskończonego świata złożoności na zewnątrz – jako żółwia w mojej skorupie. Zdałem sobie sprawę, że to nie były krajobrazy, ale „Truckscapes”. Zacząłem dostosowywać swoją praktykę robienia ich w kontekście widoku ciężarówki i w ten sposób stały się dla mnie czymś prawdziwym, jako obrazy przedstawiające ziemię, drzewa lub cokolwiek innego.
JL: Wiele osób uważa, że twoja stonowana i organiczna paleta kolorów jest charakterystyczna dla twojej pracy. Czy pochodzi z mieszkania na zachodzie Irlandii?
NM: W zasadzie tak… Jest przytłumiony w sposób dostosowawczy, zaczynając od bardzo szerokiej palety (wbrew jakimkolwiek radom, których bym komukolwiek udzielił). Próbujesz coś połączyć, ale kolor pochodzi z natury. To ma coś wspólnego ze światłem. Moje studio to magazyn z brudnym, naturalnym, górnym światłem. Staram się podtrzymać życie – nie upamiętniać go, ale zatrzymać w teraźniejszości – poprzez rodzaj alchemii. Poprzez treningi pracuję w intensywnym i zaskakująco szybkim tempie, które odpowiada mojemu temperamentowi. Nauczyłem się odnosić to do koncentracji w sporcie.
JL: Czy pijesz Lucozade Sport podczas malowania?!
NM: Staram się ograniczyć spożycie cukru! Po tym, jak w wieku 48 lat po raz pierwszy zaczął grać w tenisa po leniwym życiu, teraz zaczyna dominować. Po 10 latach gry rywalizowałem o Connacht na Inter-Provincials i na tym poziomie w większości przegrywam w zdecydowanym stylu. Wymagana koncentracja jest podobna do malowania – ciągła uwaga, tyle że na żółtej kuli. Teraz także każdego ranka pływam w morzu – nurkując naturę w zimnej wodzie. Uzależniłem się. Moja partnerka Noreen opisuje to jako moje codzienne leczenie porażenia prądem, co nie jest dalekie od prawdy. Resetuje umysł i ciało, dopóki pod koniec dnia nie powrócę do mojego normalnego zombie, nadrabiając zaległości na Netflix lub Brexit. Mój występ w Londynie kończy się 29 marca. Odkąd się tam urodziłem i po 34 latach w końcu zostałem obywatelem Irlandii, wydaje mi się to chorobliwie symboliczne, że mój program kończy się w dniu Brexitu.

Nick Miller jest artystą mieszkającym w hrabstwie Sligo. Jego wystawa „Rootless” trwa do 29 marca w Art Space Gallery w Londynie.
nickiller.ie
artspacegallery.co.uk
Uwagi
1 Martina Bubera, Ja i ty, po raz pierwszy opublikowana w języku niemieckim w 1923 roku.
2 Zobacz: Alan Watts i Chungliang Al Huang, Tao: Droga Wodna (Panteon: 1975).
3 Whitethorn, widok ciężarówki (2000-01), olej na płótnie. Kolekcja Irlandzkiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej.
Obraz funkcji:
Janet Mullarney siedząca dla Nicka Millera w jego studio w 2017 roku; zdjęcie dzięki uprzejmości artysty